Diabelskie
Tajemnice – Rozdział pierwszy.
Moje oczy powoli zaczęły się otwierać, pierwsze co
ujrzałam to sterta papierów i gazet. Podniosłam lekko głowę do góry i
rozejrzałam się po pokoju. Zorientowałam się, że zasnęłam na krześle przy
biurku. Podniosłam ręce do góry i zaczęłam się rozciągać, strasznie bolały mnie
plecy. Biurko nie jest wygodnym miejscem
do spania, stwierdziłam. Widocznie musiałam być bardzo zmęczona, przez szukanie
różnych informacji na temat zaginięcia moich rodziców. To już sześć lat odkąd
zaginęli, a dwa lata odkąd zaczęłam szperać w ich przeszłości. Wstałam z krzesła i rozejrzałam się po
pokoju. Panował tam nieład i pół mrok, gdyż okna zostały zakryte zasłonami, a
po podłodze były porozrzucane różne rzeczy. Szybko nałożyłam na siebie szkolny
mundurek. Była to biała koszula, a na niej ciemno granatowy sweter, ze
znaczkiem szkoły, który był przyszyty na wysokości klatki piersiowej, do tego
była spódnica sięgająca niemalże do kolan. Poszłam do łazienki żeby umyć twarz
oraz zęby, po tych czynnościach wróciłam do pokoju. Spięłam włosy w niedbały
kok, z każdej możliwej strony wychodziły cienkie pasma ciemnych włosów. Nie
potrzebowałam makijażu, moja blada twarz była zawsze w nienaruszonym stanie,
wyglądała niczym porcelana jednak lubiłam mieć oczy pomalowane na ciemno,
dlatego też szybko maznęłam równe gładkie kreski. Mimo, że była już godzina
ósma, a ja byłam spóźniona nie śpieszyło mi się.
Zabrałam z biurka teczkę z
ważnymi papierami oraz laptop, który też tam leżał. Z rzeczy potrzebnych do szkoły
wzięłam jedynie kilka książek i dwa zeszyty. W szkole bardzo dobrze sobie
radziłam, moje stopnie z różnych przedmiotów dziwiły nawet nauczycieli, gdyż na
lekcjach nie uważałam, często się na nie spóźniałam bądź z nich uciekałam.
Przez co nauczyciele uważali mnie za zagadkę.
Zeszłam na dół, nałożyłam
na siebie czarny płaszcz, który sięgał trochę za spódnicę. Następnie nałożyłam
czarne buty i biały szalik. Nie miałam zamiaru jeść śniadania, więc złapałam
torbę i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Na dworze panowała
spokojna, jesienna pogoda. Chłodny wiatr otulał moją twarz, było to przyjemne
uczucie. Rozejrzałam się dookoła. Okolica w jakiej mieszkałam była cicha i
spokojna. Po zamknięciu drzwi, ruszyłam w stronę mojej szkoły. Nie znajdowała
się ona daleko, zazwyczaj szłam do niej dziesięć minut. Jednak nigdy się nie
spieszę, więc zajmuję mi to około dwadzieścia. Uwielbiam chodzić powolnym
krokiem, dzięki temu zawsze mogę obserwować to co się dzieje dookoła.
Minęło więcej czasu niż
przypuszczałam. Doszłam do szkoły, jednak zajęło mi to trzydzieści minut. Na
pewno nie zdążę na pierwszą lekcje, pomyślałam. Mało mnie to jednak przejęło. Obserwowałam
krajobraz mojego małego miasteczka. Minęłam wszystkie miejsca, w których byłam
z rodzicami, pamiętałam je... ale tych chwil razem z nimi, nic nie mogłam sobie
przypomnieć, w mojej pamięci utkwiły
jedynie miejsca.
Przede mną ukazał się
wielki budynek. Było to moje liceum, które było jedyne w miasteczku. Weszłam
szybko do budynku i skierowałam się w stronę mojej szafki. Na korytarzu było
kilku uczniów, jednak znałam ich jedynie z widzenia. Gdy już znalazłam się
przy szafce pierwsze co
zrobiłam to zdjęłam płaszcz i włożyłam go do środka, tak samo jak i szalik.
Wyjęłam potrzebne książki, po czym zamknęłam szafkę. Zabrzmiał dzwonek, uczniowie od razu wyłonili się z klas i
rozsypali po korytarzu. Powstał przy tym ogromny hałas pomieszanych rozmów oraz
odgłosów kroków. Dlatego właśnie nie lubię szkół, są zbyt szkodliwe dla moich
uszu. Dziesięć minut później dzwonek zadzwonił ponownie i tym razem uczniowie
zniknęli w klasach, wraz ze mną. Po wejściu do klasy zajęłam miejsce
najbardziej oddalone od tablicy, na tyłach klasy z dala od każdego. Nauczyciel
przez parę chwil wyczekiwał spokoju w klasie, po czym rozpoczął lekcje.
Dziesięć minut później jakiś uczeń przeszkodził w lekcji. Uczniowie podnieśli
wzrok i popatrzyli w stronę otwierających się drzwi. Natomiast ja w dalszym
ciągu patrzyłam w okno, jak zawsze.
- Och! Zapraszamy,
zapraszamy! – Nauczyciel swoim piskliwym głosem zwrócił się do kogoś za
drzwiami.
- Przepraszam, że
przeszkodziłem. – Odpowiedział męski głos.
- Drodzy uczniowie,
przedstawiam wam waszego nowego kolegę! - wykrzyczał – Na imię ma Wiliam,
niedawno przeprowadził się do naszego miasteczka, dlatego proszę was zajmijcie
się nim. – Gestykulując rękoma wyjaśnił nam całą sytuację, po czym zaczął coś
szeptać do nowego ucznia.
- Dobrze w takim razie
zajmij miejsce obok panny... Anderson. – Niestety tak jak się spodziewałam
usłyszałam swoje nazwisko, odwróciłam głowię w stronę już znienawidzonego
nauczyciela – Jest na samym końcu ale panna Anderson jest bardzo dobrą
uczennicą, dlatego gdybyś miał jakieś pytania kieruj je do niej.
Nowy uczeń nic nie mówiąc skierował się w moją stronę
i ruszył wolnym krokiem. Zajął cicho miejsce obok mnie. Spojrzałam na niego z
grymasem. Przystojny z wyraźnymi rysami twarzy, czarno włosy i wysoki, o
ciemnych, głębokich oczach. Sądzę, że dziewczyny będę miały teraz o czym
plotkować. Spojrzał na mnie pokazując przy tym rząd śnieżno białych zębów. Z
mojej twarzy nie zniknął grymas, przyglądałam mu się chwilę, nadal się
uśmiechał. Westchnęłam i odwróciłam wzrok w stronę okna. Aby uniknąć
jakiejkolwiek konwersacji złapałam za podręcznik i wyciągnęłam go w stronę nowego.
- A ty? Nie potrzebujesz
podręcznika? – szepnął.
- Bierz. – odparłam.
Lekko chwycił podręcznik i wlepił oczy w temat w
książce, który obecnie przerabialiśmy. Lekcja niestety bardzo mi się dłużyła.
Kilka razy nauczyciel mi zwracał uwagę żebym wróciła na ziemię i zaczęła
przejmować się lekcją. Zadał mi pytanie odnośnie tego co przed chwilą omawiał i
sądził, że nie będę w stanie odpowiedzieć na nie, jednak zrobiłam to z
łatwością. Historię mam w jednym palcu,
na jego nie szczęście.
W końcu zadzwonił wyczekiwany
z niecierpliwością dzwonek. Wrzuciłam od razu wszystkie książki do torby i jako
pierwsza wyleciałam z klasy. Na korytarzu dopiero zaczęli zbierać się uczniowie
dlatego czym prędzej chciałam dostać się do schodów. Szybko wbiegłam na samą
górę. Były tam wielkie drzwi prowadzące na dach. Moja oaza, na szczęście jakimś
trafem udało mi się zwinąć kluczę do tych magicznych wrót prowadzących do
wolności. Czekała tam na mnie już May. Jedyna osoba z którą w tej szkole
rozmawiam. May jest bardzo zdemoralizowana, nie raz miała kontakt z
narkotykami. Staram się ją od tego odciągnąć, nie jest to wcale takie łatwe,
ale daję z siebie wszystko. Prawdopodobnie nie dlatego, że się o nią martwię,
ale martwię się o siebie, że zostanę sama. Samotność to jedyny stan, którego
nie chcę doświadczyć.
- Cześć! – Zaczęła
żywiołowo machać z daleka.
- Cześć – przywitałam ją z
wymuszonym uśmiechem.
Siedziała ona na murku
przede mną, ruszyłam w jej stronę i również usiadłam. Położyłam torbę pod
nogami i popatrzyłam w niebo. Zachmurzone i szare, jakby całe życie z niego
uszło.
- Ile już tu siedzisz? –
Zapytałam.
- Niech no pomyślę, chyba
od pierwszej lekcji. – Uśmiechnęła się.
- Nie wyjdzie ci to na
dobre, siedząc na takim zimnie przeziębisz się, a poza tym nauka nie idzie ci
dobrze – zaczęłam wygłaszać jej monolog.
– Lepiej idź na lekcje.
- Nie jesteś moją matką –
rzuciła, mimo to zaczęła się zbierać i w końcu zniknęła za drzwiami.
Chyba ją zdenerwowałam, pomyślałam. Westchnęłam
głęboko. Czas kontynuować moje poszukiwania. Schyliłam się i zaczęłam szperać w
torbie. Wyjęłam kilka starych gazet, papierów oraz laptop. Miałam na nim
zapisane różne informacje na temat rodziców.
Minęło trzydzieści minut.
Nadal przeglądałam różne papiery. Nic nowego, utknęłam w pewnym miejscu. Nie
wiem nawet gdzie zaginęli, zacisnęłam pięści. Kolejna porażka, kiedy w końcu
się czegoś dowiem? Byłam zła – gotowałam się. Znowu się zaczęło. To uczucie, jakby
wszystko w środku zaczęło się gotować. Schowałam wszystkie rzeczy pośpiesznie z
powrotem do torby. Szybko udałam się w stronę wyjścia, prawie biegłam. Byłam
podkulona, tuż przy piersi dwoma rękoma obejmowałam torbę. Bolało mnie
wszystko. Nie mogłam się wyprostować, przez ból. Chcę jak najszybciej wrócić do domu, pomyślałam. Otworzyłam szybko
drzwi i wbiegłam do środka. Zanim się spostrzegłam wpadłam na kogoś.
Upadłam na ziemię. Poczułam ogromny ból, nie byłam w stanie otworzyć już oczu. Moją głowę powoli wypełniła pustka i ciemność. Straciłam przytomność.
Upadłam na ziemię. Poczułam ogromny ból, nie byłam w stanie otworzyć już oczu. Moją głowę powoli wypełniła pustka i ciemność. Straciłam przytomność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz