czwartek, 24 października 2013

Rozdział 1

Diabelskie Tajemnice – Rozdział pierwszy.

Moje oczy powoli zaczęły się otwierać, pierwsze co ujrzałam to sterta papierów i gazet. Podniosłam lekko głowę do góry i rozejrzałam się po pokoju. Zorientowałam się, że zasnęłam na krześle przy biurku. Podniosłam ręce do góry i zaczęłam się rozciągać, strasznie bolały mnie plecy. Biurko nie jest wygodnym miejscem do spania, stwierdziłam. Widocznie musiałam być bardzo zmęczona, przez szukanie różnych informacji na temat zaginięcia moich rodziców. To już sześć lat odkąd zaginęli, a dwa lata odkąd zaczęłam szperać w ich przeszłości.  Wstałam z krzesła i rozejrzałam się po pokoju. Panował tam nieład i pół mrok, gdyż okna zostały zakryte zasłonami, a po podłodze były porozrzucane różne rzeczy. Szybko nałożyłam na siebie szkolny mundurek. Była to biała koszula, a na niej ciemno granatowy sweter, ze znaczkiem szkoły, który był przyszyty na wysokości klatki piersiowej, do tego była spódnica sięgająca niemalże do kolan. Poszłam do łazienki żeby umyć twarz oraz zęby, po tych czynnościach wróciłam do pokoju. Spięłam włosy w niedbały kok, z każdej możliwej strony wychodziły cienkie pasma ciemnych włosów. Nie potrzebowałam makijażu, moja blada twarz była zawsze w nienaruszonym stanie, wyglądała niczym porcelana jednak lubiłam mieć oczy pomalowane na ciemno, dlatego też szybko maznęłam równe gładkie kreski. Mimo, że była już godzina ósma, a ja byłam spóźniona nie śpieszyło mi się.
Zabrałam z biurka teczkę z ważnymi papierami oraz laptop, który też tam leżał. Z rzeczy potrzebnych do szkoły wzięłam jedynie kilka książek i dwa zeszyty. W szkole bardzo dobrze sobie radziłam, moje stopnie z różnych przedmiotów dziwiły nawet nauczycieli, gdyż na lekcjach nie uważałam, często się na nie spóźniałam bądź z nich uciekałam. Przez co nauczyciele uważali mnie za zagadkę.
Zeszłam na dół, nałożyłam na siebie czarny płaszcz, który sięgał trochę za spódnicę. Następnie nałożyłam czarne buty i biały szalik. Nie miałam zamiaru jeść śniadania, więc złapałam torbę i wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Na dworze panowała spokojna, jesienna pogoda. Chłodny wiatr otulał moją twarz, było to przyjemne uczucie. Rozejrzałam się dookoła. Okolica w jakiej mieszkałam była cicha i spokojna. Po zamknięciu drzwi, ruszyłam w stronę mojej szkoły. Nie znajdowała się ona daleko, zazwyczaj szłam do niej dziesięć minut. Jednak nigdy się nie spieszę, więc zajmuję mi to około dwadzieścia. Uwielbiam chodzić powolnym krokiem, dzięki temu zawsze mogę obserwować to co się dzieje dookoła.
Minęło więcej czasu niż przypuszczałam. Doszłam do szkoły, jednak zajęło mi to trzydzieści minut. Na pewno nie zdążę na pierwszą lekcje, pomyślałam. Mało mnie to jednak przejęło. Obserwowałam krajobraz mojego małego miasteczka. Minęłam wszystkie miejsca, w których byłam z rodzicami, pamiętałam je... ale tych chwil razem z nimi, nic nie mogłam sobie przypomnieć,  w mojej pamięci utkwiły jedynie miejsca.
Przede mną ukazał się wielki budynek. Było to moje liceum, które było jedyne w miasteczku. Weszłam szybko do budynku i skierowałam się w stronę mojej szafki. Na korytarzu było kilku uczniów, jednak znałam ich jedynie z widzenia. Gdy już znalazłam się

przy szafce pierwsze co zrobiłam to zdjęłam płaszcz i włożyłam go do środka, tak samo jak i szalik. Wyjęłam potrzebne książki, po czym zamknęłam szafkę. Zabrzmiał dzwonek,  uczniowie od razu wyłonili się z klas i rozsypali po korytarzu. Powstał przy tym ogromny hałas pomieszanych rozmów oraz odgłosów kroków. Dlatego właśnie nie lubię szkół, są zbyt szkodliwe dla moich uszu. Dziesięć minut później dzwonek zadzwonił ponownie i tym razem uczniowie zniknęli w klasach, wraz ze mną. Po wejściu do klasy zajęłam miejsce najbardziej oddalone od tablicy, na tyłach klasy z dala od każdego. Nauczyciel przez parę chwil wyczekiwał spokoju w klasie, po czym rozpoczął lekcje. Dziesięć minut później jakiś uczeń przeszkodził w lekcji. Uczniowie podnieśli wzrok i popatrzyli w stronę otwierających się drzwi. Natomiast ja w dalszym ciągu patrzyłam w okno, jak zawsze.
- Och! Zapraszamy, zapraszamy! – Nauczyciel swoim piskliwym głosem zwrócił się do kogoś za drzwiami.
- Przepraszam, że przeszkodziłem. – Odpowiedział męski głos.
- Drodzy uczniowie, przedstawiam wam waszego nowego kolegę! - wykrzyczał – Na imię ma Wiliam, niedawno przeprowadził się do naszego miasteczka, dlatego proszę was zajmijcie się nim. – Gestykulując rękoma wyjaśnił nam całą sytuację, po czym zaczął coś szeptać do nowego ucznia.
- Dobrze w takim razie zajmij miejsce obok panny... Anderson. – Niestety tak jak się spodziewałam usłyszałam swoje nazwisko, odwróciłam głowię w stronę już znienawidzonego nauczyciela – Jest na samym końcu ale panna Anderson jest bardzo dobrą uczennicą, dlatego gdybyś miał jakieś pytania kieruj je do niej.
                Nowy uczeń nic nie mówiąc skierował się w moją stronę i ruszył wolnym krokiem. Zajął cicho miejsce obok mnie. Spojrzałam na niego z grymasem. Przystojny z wyraźnymi rysami twarzy, czarno włosy i wysoki, o ciemnych, głębokich oczach. Sądzę, że dziewczyny będę miały teraz o czym plotkować. Spojrzał na mnie pokazując przy tym rząd śnieżno białych zębów. Z mojej twarzy nie zniknął grymas, przyglądałam mu się chwilę, nadal się uśmiechał. Westchnęłam i odwróciłam wzrok w stronę okna. Aby uniknąć jakiejkolwiek konwersacji złapałam za podręcznik i wyciągnęłam go w stronę nowego.
- A ty? Nie potrzebujesz podręcznika? – szepnął.
- Bierz. – odparłam.
                Lekko chwycił podręcznik i wlepił oczy w temat w książce, który obecnie przerabialiśmy. Lekcja niestety bardzo mi się dłużyła. Kilka razy nauczyciel mi zwracał uwagę żebym wróciła na ziemię i zaczęła przejmować się lekcją. Zadał mi pytanie odnośnie tego co przed chwilą omawiał i sądził, że nie będę w stanie odpowiedzieć na nie, jednak zrobiłam to z łatwością.  Historię mam w jednym palcu, na jego nie szczęście.
W końcu zadzwonił wyczekiwany z niecierpliwością dzwonek. Wrzuciłam od razu wszystkie książki do torby i jako pierwsza wyleciałam z klasy. Na korytarzu dopiero zaczęli zbierać się uczniowie dlatego czym prędzej chciałam dostać się do schodów. Szybko wbiegłam na samą górę. Były tam wielkie drzwi prowadzące na dach. Moja oaza, na szczęście jakimś trafem udało mi się zwinąć kluczę do tych magicznych wrót prowadzących do wolności. Czekała tam na mnie już May. Jedyna osoba z którą w tej szkole rozmawiam. May jest bardzo zdemoralizowana, nie raz miała kontakt z narkotykami. Staram się ją od tego odciągnąć, nie jest to wcale takie łatwe, ale daję z siebie wszystko. Prawdopodobnie nie dlatego, że się o nią martwię, ale martwię się o siebie, że zostanę sama. Samotność to jedyny stan, którego nie chcę doświadczyć.
- Cześć! – Zaczęła żywiołowo machać z daleka.
- Cześć – przywitałam ją z wymuszonym uśmiechem.
Siedziała ona na murku przede mną, ruszyłam w jej stronę i również usiadłam. Położyłam torbę pod nogami i popatrzyłam w niebo. Zachmurzone i szare, jakby całe życie z niego uszło.
- Ile już tu siedzisz? – Zapytałam.
- Niech no pomyślę, chyba od pierwszej lekcji. – Uśmiechnęła się.
- Nie wyjdzie ci to na dobre, siedząc na takim zimnie przeziębisz się, a poza tym nauka nie idzie ci dobrze  – zaczęłam wygłaszać jej monolog. – Lepiej idź na lekcje.
- Nie jesteś moją matką – rzuciła, mimo to zaczęła się zbierać i w końcu zniknęła za drzwiami.
                Chyba ją zdenerwowałam, pomyślałam. Westchnęłam głęboko. Czas kontynuować moje poszukiwania. Schyliłam się i zaczęłam szperać w torbie. Wyjęłam kilka starych gazet, papierów oraz laptop. Miałam na nim zapisane różne informacje na temat rodziców.
Minęło trzydzieści minut. Nadal przeglądałam różne papiery. Nic nowego, utknęłam w pewnym miejscu. Nie wiem nawet gdzie zaginęli, zacisnęłam pięści. Kolejna porażka, kiedy w końcu się czegoś dowiem? Byłam zła – gotowałam się. Znowu się zaczęło. To uczucie, jakby wszystko w środku zaczęło się gotować. Schowałam wszystkie rzeczy pośpiesznie z powrotem do torby. Szybko udałam się w stronę wyjścia, prawie biegłam. Byłam podkulona, tuż przy piersi dwoma rękoma obejmowałam torbę. Bolało mnie wszystko. Nie mogłam się wyprostować, przez ból. Chcę jak najszybciej wrócić do domu, pomyślałam. Otworzyłam szybko drzwi i wbiegłam do środka. Zanim się spostrzegłam wpadłam na kogoś.
                Upadłam na ziemię. Poczułam ogromny ból, nie byłam w stanie otworzyć już oczu. Moją głowę powoli wypełniła pustka i ciemność. Straciłam przytomność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz